NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » SPONTAN » WYJAZD NA ŚNIEŻNIK

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Wyjazd na Śnieżnik

  
michal.herl
03.06.2010 21:51:37
Grupa: Użytkownik

Posty: 3 #541793
Od: 2010-6-3


Ilość edycji wpisu: 2
Termin: 5 VI 2010
Trasa: Międzylesie - Klepacz - Śnieżnik - Czarna Góra - Bystrzyca Kłodzka
Wyjazd: Wrocław Główny 6:35 - pociąg osobowy
Powrót: Bystrzyca Kłodzka 18:58 - Wrocław Główny 21:18 - pociąg osobowy

Zapraszam wszystkich chętnych na wyjście na Śnieżnik (1425 m n.p.m.).
Obecny plan zakłada wyjazd z Wrocławia do Międzylesia pociągiem o 6:35, dalej z Międzylesia przejście zielonym szlakiem przez Klepacz (Klepáč, 1146 m n.p.m.). Wierzchołek ten jest punktem w którym zbiegają się działy wodne zlewni trzech mórz dlatego też zwany jest Trójmorskim Wierchem. Z Klepacza dalej zielonym szlakiem na Śnieżnik - odwieczny styk granic Hrabstwa Kłodzkiego, Moraw i Czech. Na Śnieżniku można również zobaczyć źródła Morawy. Dalej jak czas pozwoli pójdziemy przez Czarną Górę (1205 m n.p.m.) do Długopola albo do Bystrzycy Kłodzkiej, skąd wieczornym pociągiem wrócimy do Wrocławia. Planowany czas powrotu do Wrocławia to godzina 21:18.

MH

  
agathkka
03.06.2010 22:53:11
Grupa: Użytkownik

Posty: 13 #541837
Od: 2009-11-11
zachęcającooczko tak bardzo, że sesja przestaje mieć znaczenie ;D
  
Kamil
03.06.2010 23:55:11
Grupa: Użytkownik

Posty: 4 #541879
Od: 2009-3-23
Ale kiedy?
  
Radek_K
04.06.2010 07:46:04
poziom 4



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: kwantowo nieoznaczona

Posty: 239 #541905
Od: 2008-9-26
Spontan, więc wynikałoby, że jutro.

Do Michała - jeśli piszesz o wyprawie, koniecznie podaj datę oczko
  
Pawel_QQ
04.06.2010 15:59:10
poziom 4

Grupa: Moderator

Posty: 209 #542011
Od: 2008-9-27
Agato, pamiętaj o słowach polskiego poety Wincentego Pola:
"„O te skarby, te obrazy
I natury i swobody
Chwytaj, pókiś jeszcze młody,
Póki w sercu jeszcze rano!
Bo nie wrócą ci dwa razy,
A schwytane pozostaną.
"

Proponuję, by wszyscy spontanowicze spotkali się jutro o 6.20 przed wejściem do tunelu przy Dworcu Głównym PKP (obok Poczty) z wykupionymi już biletami na pociąg (na peronie nr 2 jest kasa, gdzie z reguły nie ma takich kolejek jak w tymczasowym dworcu przy ul. Suchej).
  
Paulina
04.06.2010 18:51:06
Grupa: Moderator

Posty: 14 #542064
Od: 2009-5-26
W związku z tym, że grozi mi szaleństwo w przypadku, gdy pozostanę w domu, muszę jechać bardzo szczęśliwy
  
Floydianka
04.06.2010 18:53:25
poziom 2



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Legnica / Wrocław

Posty: 51 #542066
Od: 2008-9-27
Olać sesję - jadę!!! bardzo szczęśliwy
  
Pawel_QQ
06.06.2010 07:48:24
poziom 4

Grupa: Moderator

Posty: 209 #542422
Od: 2008-9-27
Wyjazd był wyjątkowo udany. Pojechało aż 11 osób, co pozwala stwierdzić, że był to mini-rajd wesoły Pogoda była przepiękna (chyba każdy wrócił do domu opalony, a co poniektórzy nawet przypaleni oczko ), widoki wspaniałe, a towarzystwo doborowe cool
Trasa trwała ponad 9 godzin. Na Śnieżnik doszło 8 uczestników (troje zeszło z przeł. Puchacza do Międzygórza). Rajd umożliwił też niektórym uczestnikom praktyczną naukę przemieszczania się za pomocą autostopowania bardzo szczęśliwy Podzieleni na dwuosobowe zespoły staraliśmy się dotrzeć z Międzygórza do jakiejś cywilizacji, co się udało, a pociąg pospieszny do Wrocławia zbierał kolejne ekipy ze stacji od Domaszkowa aż po Kłodzko pan zielony
Chciałbym podziękować wszystkich uczestnikom wypadu:
- Michałowi Herlendrowi, który wpadł na pomysł zorganizowania tego spontanu
- jego siostrom - Kasi i Karolinie (choć nie wiem, czy ta druga polubi wyjazdy z "Redemptorem" jęzor )
- Alinie
- Magdzie
- Ewie
- Paulinie, Kamili&Agacie
- Bartkowi

Do zobaczenia na spotkaniu pospontanowym wesoły
  
Floydianka
06.06.2010 18:19:03
poziom 2



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Legnica / Wrocław

Posty: 51 #542548
Od: 2008-9-27
Zdjęcia Pawła: http://picasaweb.google.pl/114397027597971039571/Snieznik5062010?f
  
Floydianka
09.06.2010 19:38:54
poziom 2



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Legnica / Wrocław

Posty: 51 #543783
Od: 2008-9-27
Relacja: http://floydianka.blogspot.com/2010/06/bezsniezny-snieznik.html bardzo szczęśliwy
  
Pawel_QQ
09.06.2010 21:49:34
poziom 4

Grupa: Moderator

Posty: 209 #543887
Od: 2008-9-27
Poniżej wrzucam relację mojego autorstwa. Zaznaczam, że napisałem ją wcześniej niż Alina swoją i nie wrzuciłem dotąd z powodu braku dostępu do internetu. Relację Aliny będę czytał dopiero za chwilę oczko

Wszystko zaczęło się od informacji uzyskanej podczas sprzątania duszpasterstwa w poniedziałek 31 maja - Michał Herlender jedzie w góry ze swoją siostrą w sobotę 5 czerwca. Celem miały być Góry Kaczawskie. Zadzwoniłem do Michała i spytałem, czy ja i Alina nie móoglibyśmy jechać z nimi. Odzew był pozytywny, przy czym okazało się, że celem będą nie Góry Kaczawskie, a Karkonosze lub Masyw Śnieżnika. Poleciłem się więc pamięci i czekałem na szczegóły. Ostatecznie okazało się, że pojedziemy w Masyw Śnieżnika. Liczba chętnych do wyjazdu systematycznie wzrastała, choć jak to przy spontanach bywa, do końca nie było wiadomo, ile dokładnie osób pojedzie.
Sobota, godz. 4.50 rano. POBUDKA! 5.46 - wsiadam do tramwaju linii "2". 2 minuty i dwa przystanki później do tego samego wagonu wsiadają Kamila, Agata i Paulina. Na pl. Grunwaldzkim dołącza do nas Alina. Przy poczcie koło dworca czeka na nas Ewa. To już 6 osób. Idziemy kupić bilety i wracamy do wylotu tunelu, gdzie ustalono na 6.20 zbiórkę chętnych na wyjazd. Podczas oczekiwania dzwoni do mnie Michał z informacją, że on będzie wsiadał z siostrą w Kamieńcu Ząbkowickim - jedziemy zatem póki co bez organizatora wypadu :-) O ustalonym czasie nikt "dodatkowy" się nie zjawia, więc idziemy na peron. Pociąg stoi wyjątkowo daleko, poza halą peronową. Jest niemal pusty. Rozsiadamy się i czekamy na odjazd. Ponieważ chęć wyjazdu zgłaszała Magda, idę (a raczej biegnę) do wylotu tunelu, by sprawdzić, czy jej tam nie ma. Jest i to nie sama - w towarzystwie Marcina, który jednak nie jedzie z nami, tylko ją odprowadza. Na peronie Marcin demonstruje, do czego może służyć parasol bardzo szczęśliwy
W ostatnich minutach przed odjazdem za szybą przemyka Bartek. Agata puka zapamiętale w szybę, by zwrócić jego uwagę. Jest nas zatem ośmioro.
Podróż upływała na rozmowach, a niektórzy próbowali spać. W Kamieńcu wsiadł Michał z Kasią oraz drugą dziewczyną. Zagadka wyjaśniła się nieco później - okazało się, że to najmłodsza siostra Michała - Karolina. Ostateczna liczba uczestników wzrosła do 11.

Do Międzylesia przyjechaliśmy z kilkuminutowym opóźnieniem. Zeszliśmy po schodkach i za żółtym szlakiem dotarliśmy do centrum, do szlaku czerwonego. Zanim jednak nań wstąpiliśmy, kilka osób robiło zakupy w delikatesach. Zaraz po ruszeniu spod sklepu dołączył do nas pies, który towarzyszył nam wytrwale aż do łąk nad Pisarami.
Grupa nieco się rozciągnęła. Ja tradycyjnie szedłem z przodu. W marszu rozmawialiśmy i podziwialiśmy piękną panoramę Masywu Śnieżnika, lawirując pomiędzy kałużami na niekiedy błotnistej drodze. W Pisarach weszliśmy na asfalt. Dochodziło południe. Obliczałem, że na Śnieżnik powinniśmy dotrzeć o 15, co okazało się nazbyt optymistycznym założeniem. Maszerując i rozmawiając przegapiłem skręt szlaku w prawo, ponad wieś. Na szczęście Michał czuwał. W rezultacie znalazłem się na końcu kolumny marszowej. Słońce, którego tak bardzo brakowało w minionych dniach, dawało nam teraz mocno w kość na otwartym terenie łąk. Wreszcie czerwony szlak doprowadził nas do szlaku zielonego. Błotnistą drogą wśród zwisających gałęzi przedzieraliśmy się w stronę Opacza (741 m). Pierwsze poważne podejście. Oczywiście ja z przodu, ale wyprzedziła mnie Magda.
Postój na pierwszym zdobytym szczycie. Potem zejście w dół i wyjście na "alejkę" ocienioną młodymi drzewami wśród łąk. Kolejne podejście - tym razem na Jasień. Przed sobą zauważyliśmy grupkę turystów. Podczas gdy my zrobiliśmy postój na łące, oni podchodzili dalej. Nie zwrócili jednak uwagi na szlak, a trzymali się drogi biegnącej przez łąkę, która odchylała się w prawo od szlaku, tak że było pewne, że ich wyprzedzimy. Szlak biegł przez chwilę wzdłuż lasu, a następnie zagłębiał się weń. I w gorę, i w górę, i w górę. W pewnym momencie zauważyłem na prawym trawersie ową grupkę, która trzymała się drogi i teraz przedzierała się przez las w stronę szlaku. Zgodnie z przewidywaniami wyprzedziliśmy ją, ale zatrzymałem się, by dołączyła reszta naszej grupy. Potem znów ich wyprzedziliśmy. Przy przejściu granicznym zrobiliśmy postój, a następnie w palącym słońcu ruszyliśmy, by pokonać ostatnie 200 metrów różnicy poziomów do szczytu Trójmorskiego Wierchu (1146 m). Na jego wierzchołku stoi 25-m drewniana wieża widokowa, na którą się oczywiście wdrapaliśmy. Roztacza się z niej piękna panorama Ziemi Kłodzkiej i Czech. Widać było też nasz punkt docelowy - Śnieżnik oraz szczyty, które musieliśmy pokonać w drodze do niego - Puchacz oraz Mały Śnieżnik. Po zejściu z wieży rozsiedliśmy się wśród podszczytowych skał i zrobiliśmy przerwę śniadaniową. Dochodziła godzina 14. Jasne było, że o 15 na Śnieżniku na pewno nie będziemy. Słońce było o tyle litościwe, że na czas posiłku przestało świecić. Po wzmocnieniu ciała zeszliśmy łagodnie w dół, by po krótkim podejściu zdobyć Puchacza (1190 m). Schodząc z niego można było zobaczyć czekające nas podejście na Mały Śnieżnik (1326 m). Nie wyglądało zbyt zachęcająco. Niedaleko Przełęczy Puchacza napotkałem trzech rowerzystów. Pytali, czy ten szczyt z którego schodzę, to Puchacz. Gdy potwierdziłem, stwierdzili, że lepiej by było, gdybym zaprzeczył wesoły Warunki były bowiem ciężkie (błoto). Ponoć jeden z owych cyklistów wywalił się potem pokonując podjazdową ścieżkę.
W tym właśnie momencie włączyła się lampa - czyli słoneczko wyszło zza chmurki i zaczęło niemiłosiernie prażyć. Na Przełęczy Puchacza (1100 m) zaczekaliśmy na resztę.

Tu rozchodziły się drogi części osób z naszej grupy: Michał razem z Karoliną i Ewą schodzili żółtym szlakiem do Międzygórza. Mówiąc "Do zobaczenia" mieliśmy nadzieję spotkać się w pociągu relacji Międzylesie-Wrocław, który miał odjechać z Bystrzycy Kłodzkiej o 18.58. Nas czekały jeszcze dwa duże podejścia. Wdrapywanie się na Mały Śnieżnik było pamiętne. Wspomnienia z niego - poczucie że idzie się przez rozpalony piec. Człowiek był wprost otumaniony tym wszechwładnym upałem. Jedynym marzeniem było znalezienie cienia, lecz szlak w większości nie biegł wśród drzew. UPAŁ! Ostre słońce potęgowało zmęczenie wywołane zdobywaniem wysokości. Minęliśmy jakieś skałki i doszliśmy do wierzchołka Małego Śnieżnika. Ja jednak sądziłem, że wierzchołek jest jeszcze przed nami, więc razem z Magdą zaczęliśmy schodzić w dół licząc się z tym, że zaraz będzie następne podejście. Podejścia jednak nie było i wkrótce dotarliśmy na szeroką drogę leśną wiodącą na Halę pod Śnieżnikiem. Tam zaczekaliśmy na resztę i wspólnie powędrowaliśmy w stronę nieodległego już schroniska. Tuż przed nim odświeżyliśmy się jeszcze w potoczku przepływającym przez drogę. Przy schronisku zrobiliśmy postój na jedzenie. Magda i Alina poszły do schroniskowego bufetu zrealizować swoje marzenie o napoju gazowanym z lodówki. W jadalni schroniska nie było tłumu, ale było tam tak duszno, że woleliśmy posiedzieć na ławce przy ścianie schroniska, w cieniu. Magda i Alina musiały odstać swoje, bo w bufecie zakupy chciało robić kilkanaście osób. Potem na zakupy skusiła się także Paulina. Posiadówa przy schronisku była bardzo przyjemna, ale trzeba było się spieszyć, jeśli chcieliśmy mieć jeszcze cień nadziei na powrót pociągiem z Michałem, Karoliną i Ewą. Na szczyt Śnieżnika dotarliśmy w niecałe 20 minut (pierwsza Magda, ja drugi). Usiedliśmy przy drewnianym stole ustawionym na szczycie kopca kamieni, stanowiącym pozostałość po nieistniejącej od prawie 40 lat wieży widokowej (wzniesiona w 1899 r., wysadzona w powietrze ze względu na zły stan techniczny w 1973 r.). Postój nie był długi i wkrótce wracaliśmy do schroniska tą samą drogą, którą podchodziliśmy. Koło schroniska weszliśmy na czerwony szlak (fragment Głównego Szlaku Sudeckiego im. Mieczyslawa Orłowicza) i nim zaczęliśmy schodzić do Międzygórza. Szybko wyszedłem na czoło i znalazłem się dość daleko od reszty grupy. Lubię samotne schodzenie, kiedy mogę schodzić swoim tempem. Mijałem kolejnych turystów, z których większość też schodziła. Niektórzy jednak podchodzili. Wyróżniały się dwie pary z dużymi plecakami. Zejście przywołało wspomnienia z wyprawy sprzed pięciu lat, gdy byłem na Śnieżniku ostatni raz. Szedłem wtedy z Marcinem wspomnianym Głównym Szlakiem Sudeckim. Była to słoneczna sierpniowa niedziela 2005 r. Po całodniowej wędrówce ze schroniska "Jagodna" na Przeł. Spalonej w Górach Bystrzyckich w letnim skwarze czekało nas na koniec ostre podejście z Międzygórza na Śnieżnik. Na ostatnich kilkuset metrach miałem tzw. kryzys. Siadłem na ławce przy szlaku i poczęstowałem się "wspomagaczem" - batonikiem (Marcin twierdzi, że do tamtej pory uważałem słodycze w górach prawie za niedozwolony doping :-) ). Z sentymentem mijałem teraz ławkę, na której wtedy zbierałem siły do ostatniego skoku do schroniska. Korzystając z owej ławki, rozwinąłem na niej alumatę i ciasno zwinąłem ją z powrotem (wielokrotnie tego dnia mi się wyślizgiwała z gumek, którymi była przytwierdzona do plecaka). Mijający mnie wtedy pan, którego wcześniej wyprzedziłem, powiedział do swych towarzyszy: "Teraz już wiem, czemu temu Panu się tak spieszy. Chce się wyspać!" bardzo szczęśliwy.
Na tzw. Zyg-Zaku zrobiłem skrót niewyraźną ścieżką, dzięki czemu znów zaoszczędziłem trochę czasu. Siadłem sobie na kamieniu przy drodze i czekałem na resztę. Po paru minutach zjawili się i ruszyliśmy razem dalej. Kolejny postój był przy mostku na potoku Wilczka . Stamtąd było już blisko do Międzygórza i wkrótce minęliśmy pierwsze zabudowania. Na przystanek PKS-u dotarliśmy po 18.30 - godzinę po odjeździe ostatniego autobusu do Bystrzycy Kłodzkiej. Przewidzieliśmy wcześniej taki wariant i w związku z tym wcieliliśmy w życie plan rezerwowy - chcieliśmy dotrzeć do Bystrzycy Kłodzkiej na stopa. W tym celu podzieliliśmy się na cztery dwuosobowe zespoły i ruszyliśmy drogą w stronę Bystrzycy Kłodzkiej. Wcześniej wymieniliśmy się numerami telefonów, tak żeby można było kontrolować gdzie który zespół dotarł - przewidywaliśmy bowiem sytuację, że komuś może się udać dojechać np. do Kłodzka, a przy odrobinie szczęścia nawet do Wrocławia.

Ponieważ mi z Aliną niespecjalnie się spieszyło, poszliśmy pierwsi (czyli mieliśmy zostać zgarnięci na końcu). Za nami szła Magda z Kasią. Aut jechało nawet dosyć sporo, ale mimo to nie udało nam się dłuższą chwilę złapać stopa. Pogodziliśmy się już z tym, że przed 19 w Bystrzycy Kłodzkiej nie będziemy, a co za tym idzie - zwieje nam pociąg.
W końcu udało się nam złapać jeepa. Siedziały w nim już Magda z Kasią. Sympatyczny pan podrzucił nas do Domaszkowa i wysadził koło ronda. Niedaleko był przystanek PKS położony przy przelotowej drodze do Kłodzka. Puściliśmy z Aliną przodem Magdę z Kasią, a ja korzystając z chwili wolnego czasu skoczyłem do picie - upał bowiem panował dalej, a zapasy mojej wody z sokiem już się wyczerpywały (Alina nie miała już nic). Wkrótce po moim powrocie dziewczyny złapały samochód. Krzyknąłem, żeby spytały, czy zmieszczą się 4 osoby. Pierwsza wersja była, że nie, ale po chwili okazało się, że miejsce się znajdzie - pani wymontowała fotelik dla dziecka z tylnego siedzenia. Rozmawiając z przesympatyczną panią (sama jeździła kiedyś na stopa) dojechaliśmy do Bystrzycy Kłodzkiej. Zostaliśmy wysadzeni pod samym dworcem PKP. Po sprawdzeniu rozkładu jazdy okazało się, że za 25 minut (o godz. 1943) mamy (ostatni!) pociąg do Wrocławia. Siedliśmy więc na ławce na peronie i zdjęliśmy buty wraz ze skarpetkami, by dać wytchnąć naszym utrudzonym stopom. Magda poszła do sklepu. Gdy zniknęła, przeżyliśmy dość stresującą przygodę. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczne trąbienie i odgłos nadjeżdżającego pociągu. Chwila konsternacji - nasz?! Jeśli nasz, to powinniśmy wsiadać - ale przecież nie ma Magdy! Wkrótce od strony Międzylesia nadjechał pociąg: lokomotywa, a za nią... wagony towarowe. Odetchnęliśmy z ulgą.
W międzyczasie trwało ustalanie, gdzie znajdują się pozostałe zespoły. Paulina z Kamilą dojechały prawie do samego Kłodzka (były w Żelaźnie), a Agata z Bartkiem byli w Domaszkowie na stacji. Ci ostatni mieli jako pierwsi wsiąść do pociągu (tego samego, którym mieliśmy jechać my). Natomiast Paulinie, do której zadzwoniłem, powiedziałem, żeby dojechały z Kamilą do Kłodzka i dotarły na stację Kłodzko-Miasto, co im się udało. Powiadomiłem też Michała, że jedziemy późniejszym pociągiem.

Wkrótce ze stacyjnych głośników zapowiedziano nasz pociąg - pospieszny. Znajomy odgłos - i pojawiła się znów lokomotywa, ale tym razem z wagonami osobowymi. W drugim wagonie od czoła z okna machała nam Agata. Wagony były czeskie i przyznam, że 2 klasa wyglądała jak pierwsza w polskich pociągach. W czwórkę udaliśmy się do pierwszego wagonu, by zakupić u konduktora bilety. Konduktor powiedział nam jednak, żebyśmy zaczekali na niego w przedziale. Po chwili istotnie się zjawił. Na stacji Kłodzko-Miasto wsiadła Kamila z Pauliną. W ten sposób cały przedział był zajęty przez uczestników wyjazdu. Z dalszego etapu podróży pamiętnym wydarzeniem była sprawa okna. Otóż gdy wsiedliśmy w Bystrzycy, Bartek z Agatą poinformowali nas, że owego otwartego okna nie da się zamknąć. Dopóki świeciło słońce i było gorąco, wszystko było w porządku - nawiew świeżego powietrza był nawet wskazany. Jednakże po pewnym czasie zrobiło się chłodno. Siedziałem przy oknie i ów strumień powietrza dawał się ostro we znaki. Mimo zapewnień Bartka, że jedynym sposobem na zamknięcie okna będzie odpowiednio silne potraktowanie go z buta, postanowiłem zrobić to w mniej inwazyjny sposób. Odhaczyłem dzyndzel na dole i przekonany, że trzeba jednak użyć teraz siły, szarpnąłem mocno za uchwyt do góry. Okno zamknęło się z głośnym hukiem! Wszyscy zaczęli się śmiać (choć może Bartek najmniej szczerze ;-) ), a ja zostałem bohaterem bardzo szczęśliwy
W drodze do Wrocławia padł jeszcze pomysł urządzenia spotkania pospontanowego. Wszyscy byli za, a jako termin lokatorki impezowego lokalu (Paulina, Agata i Kamila) zaproponowały... dzień teraźniejszy o godz. 23 (do Wrocławia mieliśmy dotrzeć przed 22). Ustalano, co kto ma kupić (gdyż miały być serwowane gofry, tudzież napoje...różne :-) ). Wkrótce jednak zmęczenie zmogło uczestników rajdu i większością głosów przeniesiono spotkanie na następną sobotę.
Na peronie we Wrocławiu czekali na nas: Michał z Karoliną oraz Marcin (choć ten ostatni czekał nie tyle na nas, co na Magdę :-) ). Podziękowania, pożegnania i ruszyliśmy do naszych domów.

Spontaniczny wypad na Śnieżnik uważam za jeden z najbardziej udanych wyjazdów w tym roku. Ciekawa trasa, cudowne widoki, piękna pogoda, nietuzinkowe towarzystwo i interesujące urozmaicenia (jak np. autostopawanie) dały nam niezapomniane przeżycia. Kolekcjonerzy Korony Sudetów mieli okazję dołożyć do kolekcji kolejny szczyt (ja z Aliną mogliśmy dopisać go sobie w książeczce na odznakę). Frekwencja sprawiła, że wypad można śmiało nazwać mini-rajdem.
  
Floydianka
09.06.2010 22:03:30
poziom 2



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Legnica / Wrocław

Posty: 51 #543900
Od: 2008-9-27
Paweł, czy my aby na pewno byliśmy na tej samej wyprawie? lol
  
Pawel_QQ
09.06.2010 22:22:24
poziom 4

Grupa: Moderator

Posty: 209 #543911
Od: 2008-9-27


Ilość edycji wpisu: 1
Oczywiście, że na tej samej, chociaż ze Śnieżnika wcale nie schodziliśmy do Międzylesia, a do Międzygórza, a pociąg z 19.43 na rozkładzie w Bystrzycy wcale nie figurował jako pospieszny (po prostu była podana godzina odjazdu) jęzor
Od razu po naszych relacjach widać, kto kocha szczegóły cool
  
Floydianka
09.06.2010 22:39:15
poziom 2



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Legnica / Wrocław

Posty: 51 #543919
Od: 2008-9-27
Na tej wyprawie, na której ja byłam nie było godzin, minut, wysokości, odległości i nikt się nie ścigał jęzor
  
Paulina
11.06.2010 17:46:42
Grupa: Moderator

Posty: 14 #544532
Od: 2009-5-26
Spotkanie pospontanowe odbędzie się w sobotę o godzinie 21. w mieszkaniu Agaty, Kamili i Pauliny. Jest to także pospontan po wyprawie na Wielką Sowę wesoły

P.S. Mile widziane dodatki do gofrów wesoły
  
Pawel_QQ
11.06.2010 18:28:00
poziom 4

Grupa: Moderator

Posty: 209 #544573
Od: 2008-9-27
To może od razu zrobimy też spotkanie pospontanowe po jutrzejszej wyprawie - trzy w jednym? bardzo szczęśliwy
Przyniosę dodatek w postaci płynnej jęzor

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » SPONTAN » WYJAZD NA ŚNIEŻNIK

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny