Spływ 2008 było i już nie wróci, ale powspominać można |
Ciekawe słowa A ja od siebie dorzucę coś ze strony organizacyjnej Planowanie zaczęło się kilka dni po zezłorocznym spływie ( teraz już też mam plan na przyszły rok, jest już nawet wątek na forum ) ale wracając - plan był prosty - szukam rzeki na 14 dni, w miarę łatwej dla początkujących ale zarazem ciekawej dla tych, którzy wiosła mają już do rąk przyrośnięte. Padło na Brdę - ze względu na długość, trudność i krajobrazy. W grudniu kajaki były już zamówione, zostało tylko skompletować ekipę. Pierwsze ogłoszenie na Mszy padło chyba w marcu, ostatnia osoba zapisała się na 3/4 dni przed spływem. Tydzień przed spływem zaczęły się gorączkowe poszukiwania taniego jedzenia i transportu... Tydzień przed spływem jest najgorszym tygodniem bo wszystko zwala się na głowę... Na szczęście są ludzie, którzy zawsze pomogą ( ukłon w stronę sublokatorki z namiotu ) Na cztery dni przed spływem - mamy transport Uff... jeden kłopot z głowy... Dzień wyjazdu - piątek - samochód spakowany ( jeszcze było miejsce na gapowiczkę z Poznania ), pies na kolanach u taty i w drogę... Przyznam szczerze - raz mało brakowało a samochód jadący przede mną, miałby moją tablicę rejestracyjną zespoloną z tylnym zderzakiem Jdnak ciężkim samochodem hamuje się dłużej... Dojechaliśmy na miejsce o 18 w piątek, szybkie i sprawe wypakowanie bagaży i w droge na pole namiotowe - tu ogarnęły mną i Agą wątpliwości - po co w sobotę zrywać się o 4 rano i jechać po ekipę i kajaki jak można na nich poczekać dwa dni bo i tak tu przypłyną ? Bus podjechał o 5 rano... nie było wyjścia Na ekpię z pociągu czekał wynajęty AUTOBUS ! Cóż... trzeba dbać o spływowiczów Przyjechali coś koło 7 rano, a o 9 byliśmy już na wodzie. Zaczęło się... Później było ciekawie - mało jedzenia ( za które naprawde przepraszam ), płatne biwaki, stres jak mnie gajowy ( służbista #$!@*%^ ) spisywał za rozpalenie ogniska..., wywrotki tam gdzie akurat lepiej żeby nikt się nie wywrócił... 30 m wody pod kajakiem na jeziorze , burza na jezorze, woda w namiocie, pioruny trzaskające w promieniu 50 m ( a my pod drzewami... ), kamienie, kłody i konary - czasami udawało się ominąć... tubylcy, nie zawsze trzeźwi ale przynajmniej weseli, zapory zmuszające do przeciagania kajaków po trawie, błoto takie że hipopotam by utonął, trasa, która okazała się za łatwa ( wyprzedzaliśmy zaplanowane biwaki o jeden dzień )... no a do tego marudy w ekipie, którym marzyły się kąpiele w łazience, gorące dwudaniowe obiady i materace zamiast karimaty... hehe ( zawsze take się znajdą i za rok też pewnie będą - ale to dobrze - dodają uroku i jest nad kim popracować aby nieco taką osbę "od-cywilizować" ) Ogarnąć to i nie oszaleć - ciężko Wiem, że było wiele niedociągnięć z mojej strony ale wiem też, że było ich mniej niż w zeszłym roku Na przyszły rok obiecuje poprawę, ale nie obiecuje poprawy warunków w jakich przyjdzie nam spędzić kilkanaście dni z wiosłami... Dziękuje tym co byli, świetna ekipa, różnorodna, zwariowana... Mam nadzieje, że przynajmniej kilka osób pojawi się na szlaku za rok. Dobra, kończę bo późno |